Pielęgniarki (NP), zwane również pielęgniarkami zarejestrowanymi w zaawansowanej praktyce (APRN), to pielęgniarki, które mogą wykonywać szeroki zakres funkcji medycznych, w tym wiele takich, które pokrywają się z lekarzami. NP sytuują się pomiędzy dyplomowanymi pielęgniarkami (RN) a lekarzami, jeśli chodzi o rodzaj ich wykształcenia i zakres odpowiedzialności za opiekę nad „Ja matka — ja pielęgniarka” to książka inna od poprzednich publikacji autorki, ale w wielu wątkach do nich nawiązująca. Zbiór postów zawiera sugestie, porady i spostrzeżenia dotyczące wzajemnych relacji dorosłych i dzieci. Wywiady punktują natomiast niedoskonały system psychiatrii dziecięcej. Utwór z najnowszego albumu Piaska ,,Kalejdoskop"Utwór stworzony przez Mafia (dawny zespół Andrzeja Piasecznego,w którym był wokalistą w latach 1992-1996) PIELEGNIARKA SRODOWISKOWA: najświeższe informacje, zdjęcia, video o PIELEGNIARKA SRODOWISKOWA; pielegniarka srodowiskowa u dziecka Pielęgniarka/pielęgniarz » IWONA SZKLARSKA – Pielęgniarka/pielęgniarz. IWONA SZKLARSKA – Pielęgniarka/pielęgniarz. admin Szukasz najlepszego wzoru CV dla pielęgniarki skorzystaj z pomocy CVhero.com. Oferujemy wygodny kreator CV online, za pomocą którego można stworzyć idealne dokumenty rekrutacyjne na każde stanowisko. Korzystając z naszych przykładowych CV pielęgniarki, można znacznie zwiększyć swoje szanse u potencjalnych pracodawców! . Steve’owi, z wyrazami szacunku i miłości. ZawszeCo się stało, to się nie Makbet** William Shakespeare, Tragedie i kroniki, przeł. Stanisław Barańczak, Znak, Kraków 2013, s. Hospital, Derbyshire, maj 2015 rokuW nowym miejscu jest zbyt cicho. Zero muzyki, żadnego gwaru w tle. Młody człowiek usiłuje otworzyć usta i poprosić kogoś, żeby włączył radio, ale mięśnie twarzy nie poddają się jego woli. Może oczywiście oddychać, dysponuje też słuchem, lecz nie jest w stanie się poruszać ani mówić. Nie daje też rady podnieść powiek. Czyjś męski głos, należący zapewne do lekarza, informuje go, że został wybudzony ze śpiączki farmakologicznej i przeniesiony z oddziału intensywnej opieki na oddział intensywnego nadzoru. Oprócz ciszy w tym nieznanym pomieszczeniu zalega także gęsta wilgoć. Chciałby, żeby pielęgniarka zsunęła się przypomnieć sobie jakiś element dotychczasowego życia, cokolwiek, ale uniemożliwia mu to mgła spowijająca jego umysł. Podejmuje kolejną bezskuteczną próbę poruszenia kończynami. Wciąga nosem powietrze – i czuje znajomy zapach. „To pielęgniarka” – myśli. Pachnie cynamonem i zwykle rozmawia z nim, za co jest jej wdzięczny. Inni nigdy tego nie robią, w milczeniu wykonują swoje obowiązki i zaczyna się krzątać przy łóżku, ale nic nie mówi. Dawno temu matka mężczyzny też pachniała cynamonem. Jego zmysły i podświadomość przenoszą się na inną płaszczyznę czasową. Powracają poszatkowane wspomnienia. Matka przyszła go odwiedzić – wcześniej, kiedy leżał na OIOM-ie – i powiedziała mu coś, czego, jak sądziła, i tak nie usłyszał. Uważała, że syn się nie uszu. Będzie wiedział, kto jest w sali, dopiero kiedy ta osoba się brzmiały słowa matki? Na pewno zachowały się w pamięci i wkrótce do niego powrócą, jest o tym z wysiłku umysłowego i zamiast tego poddaje się senności. Z ulgą przyjmuje ciężką kotarę, która jak zasłona w oknie powoli zaczyna się nasuwać na jego świadomość. Przed zaciągnięciem drugiej powstrzymuje go jedynie zapach cynamonu. Nagle rozlega się czyjś głos.– rozpoznaje tembru, nie potrafi zdecydować, kto mówił, mężczyzna czy kobieta, nabiera wątpliwości co do zapachu i czuje, jak narasta w nim panika. Coś jest bardzo nie w chwile jego istnienia łączą się i zmieniają jak w kalejdoskopie. Widzi swoją żonę, widzi napiętą skórę na jej zaokrąglonym brzuchu i ciemną, półprzejrzystą ze szczęścia twarz, i gdy uchodzi z niego życie, uzmysławia sobie, że cały trud odkrywania prawdy był na zasuniętymi zasłonami nie ma nawet szpary, przez którą mogłoby zajrzeć grudnia 2015 rokuRozglądam się po sali rozpraw i zatrzymuję spojrzenie na swoim mężu. Jestem pogodzona z faktem, że życie, jakie wiodłam, dobiegło końca. Pomimo jego miłości – albo może właśnie z jej na kobietę, która za chwilę odczyta wyrok. Jest drobna, ładna i z całą pewnością zbyt młoda, aby być sędzią. W trakcie posiedzenia na jej twarzy malowały się rozmaite emocje: dobrze skrywane zniesmaczenie tym, do czego się przyznałam, rozdrażnienie, że nie podałam powodu, dla którego to zrobiłam, oraz smutek na widok żony i dziecka ofiary. Dziś jednak dostrzegam również odrobinę współczucia. Skończyły się pytania, które mogłaby mi zadać. Przyznałam się do zamordowania Abe’a Duncana. Koniec wysoko osadzone okna wpada promień zimowego słońca i ląduje na lewym policzku sędzi, która pochyla się do przodu i w tej samej chwili zza kołnierzyka jej białej jedwabnej bluzki wysuwa się srebrny krzyżyk na łańcuszku. Zastanawiam się, czy wolno jej tutaj nosić symbol wiary. Sędzia podnosi dłoń i szybko chowa wisiorek. Każde z nas czuje czasem potrzebę podzielenia się następstwami swoich wzrok z powrotem na męża. Nie mogę znieść jego bólu, będącego zarazem odbiciem i wzmocnieniem mojego był przy mnie. jest wypełniona do granic możliwości. Spoglądam na siedzącego wśród publiczności mężczyznę, który bacznie i dociekliwie się we mnie wpatruje. Ma smagłą skórę, a na sobie rozpiętą grubą kurtkę z logo North Face; musi być mu gorąco. Przyglądam mu się przez kilka chwil, po czym ponownie skupiam uwagę na postępowanie, opowiada o zbrodni, o mojej premedytacji i bezduszności, moim przyznaniu się do winy, wodząc ciemnymi inteligentnymi oczami po zatłoczonej sali rozpraw. Kończy monolog nawiązaniem do cierpienia, którego przysporzyłam żonie i rodzinie Abe’a Duncana. Rodzice Abe’a nie przyszli na posiedzenie sądu – za to jedno jestem to niemal z marca 2016 rokuTrzy miesiące w więzieniu. Monotonia, rutyna i niejednoznacznie przyjemny brak wolności okazują się zaskakującymi zaletami życia w zakładzie karnym. Jest za to mnóstwo czasu na przemyślenia i rozrachunki. Terapeuta zachęca mnie do obu tych rzeczy, ale nasze sesje są męczące, ponieważ najwięcej energii wkładam w unikanie odpowiedzi na pytania. Wiem, jak bardzo go to irytuje. Wyczuwa – tak jak sędzia podczas posiedzenia – że nie mówię wszystkiego. Trudno, to pozostanie we mnie. Jestem tu, gdzie powinnam być. Gdzie chcę być. Trafiłam do miejsca, na które wstaję i podchodzę do przeciwległej ściany niewielkiej zamkniętych drzwi dolatuje do mnie szelest roznoszonej na moim piętrze poczty. Od kiedy się tu znalazłam, pisze do mnie wiele różnych ludzi pragnących korespondować z osobą odbywającą karę za zamka.– Rose, list do ciebie – mówi strażnik.– mi grubą kopertę. Kiedy zamyka drzwi i przekręca klucz, jak zwykle coś odrobinę ściska mnie w żołądku, mimo że jakaś część mnie – spora część – odczuwa ulgę, że przebywam w na wąskim łóżku i otwieram list. Widzę pierwszą linijkę i myślę, że nie, nie będę tego dalej czytać. A jednak to Pani Marlowe,nazywam się Theo Hazel. Jestem powieściopisarzem oraz autorem książek z kategorii literatury faktu. Śledziłem Pani sprawę z wielkim zainteresowaniem i muszę przyznać, że bardzo mnie na koncie kilka niebeletrystycznych opowieści o kobietach, które zostały skazane za morderstwo i osadzone w zakładach karnych – między innymi dlatego zwróciłem uwagę na Pani spotkałbym się z Panią i wysłuchał, co ma Pani do powiedzenia. Chciałbym po prostu – mówiąc zupełnie otwarcie – opisać Pani koniec Theo Hazel wymienia pięć swoich publikacji. Trzy z nich należą do literatury faktu. Tytuł jednej sprawia, że kąciki moich ust delikatnie się unoszą, chociaż dawno odwykłam od uśmiechu. Jestem zaciekawiona, ale pomimo instynktownej sympatii do tego człowieka nie ma mowy, żebym się z nim spotkała. To nie wchodzi w list jest zajmujący, przyznaję, Theo Hazel to niewątpliwie erudyta. Wymienia wiele szczegółów ze swojego życia; wiem, że chodzi mu o zdobycie mojego zaufania. Pomiędzy przedostatnią a ostatnią stronę wsunął zdjęcie. Może to po prostu kolejny maniak?Przyglądam się jego wizerunkowi. Ciemne, dosyć długie włosy muskające kołnierzyk kremowej koszuli. Zapięta czarna kurtka z logo North Face. Powiedziałabym, że jest mniej więcej w moim wieku, może trochę młodszy. Tak, nieco młodszy – uznaję po krótkim zastanowieniu. Jestem dobra w odgadywaniu tego, ile kto ma lat. Myślę, że to cecha wielu lekarzy; wyrabiamy ją w sobie, spoglądając na daty urodzenia pacjentów, a potem przenosząc wzrok na ich oblicza. Daję Hazelowi czterdzieści cztery, może czterdzieści pięć lat, a więc trzy–cztery lata mniej ode cera. Skądś znam tę twarz. Szukam w pamięci. Mężczyzna siedzący wśród publiczności tamtego dnia, kiedy ogłaszano on. Jestem tego jego plecami widać kościół, a w lewym dolnym rogu nagrobek. Bliżej krawędzi kadru znajduje się cyfrowy stempel z datą i godziną. Zdjęcie zrobiono w zeszłym tygodniu. Ponownie czytam cały list, tym razem mając przed oczami postać ostatnim czasie zaczęłam uczyć podstaw biologii grupę więźniarek chętnych, by się dokształcić. Oprócz tego, że mogę przekazywać wiedzę – co bardzo mnie cieszy – mam okazję często bywać w więziennej bibliotece i korzystać ze stojącego tam że przy najbliższej sposobności wygugluję Theo marca 2016 rokuSiedzę na brzegu łóżka i myślę o liście Theo Hazela, ale umysł podsuwa mi obraz żony Abe’a i ich dziecka w sali rozpraw. Znam imię dziecka i usiłuję je zapomnieć. Czuję się, jakby ktoś walił młotem w mojej się do przodu i wbijam spojrzenie w niebieską podłogę celi. Nie będę potrafiła żyć z tym, co się wydarzyło. Ale jaki mam wybór? Nie żyć z tym? Brakuje mi do tego odwagi, mimo że przecież wiem, co się dzieje w moim boję się śmierci, ale nie potrafiłabym jej na siebie mnie potworne poczucie winy. Po południu zawsze jest gorzej – wtedy chcę spać, wtedy nie chcę istnieć. To samo od lat, nie dopiero od śmierci Abe’a zmarł o dwudziestej pierwszej pięćdziesiąt. Ta godzina – jak zresztą w ogóle przebieg tamtego dnia – wyryła się w mojej duszy. Gdy Abe’a przywieziono na OIOM, miałam za sobą cztery lata pracy na oddziale, a mój mąż anestezjolog dwa razy tyle, z tym że w przeciwieństwie do mnie na pełnym etacie. Abe’a przyjęto akurat wtedy, kiedy byłam na jednodniowym urlopie, i gdy w końcu przyszłam na dyżur, trafiłam na jedne z nielicznych odwiedzin jego matki – nie wiem, która z nas była bardziej się w namalowany w połowie wysokości ściany i biegnący dokoła celi denerwujący czerwony pas, będący przedłużeniem wystroju więziennych pobyt tutaj jest karą za wszystko, nie tylko za Abe’ się na łóżku, wsuwam nogi pod cienką kołdrę i podciągam ją pod samą brodę. Zamykam oczy, obracam się na bok i przyjmuję pozycję embrionalną. Moje myśli wypełnia Abe. Umieszczam dłonie między udami, wbijam paznokcie w ciało i po chwili czuję pieczenie przebitej skóry. Słone łzy szczypią w się dźwięk dzwonka oznaczającego początek czasu wolnego. Będzie można wyjść z celi. Czekam na pukanie do drzwi. Otworzono je, zanim zabrzmiał sygnał. Nie przepadam za czasem wolnym, ale lubię, gdy zjawia się moja przyjaciółka Cathy. Widzę, że kręci się na korytarzu; musiałam ściągnąć ją nas łączy poza tym, że obie odsiadujemy wyrok? Terapeuta uważa, że brak wyrzutów sumienia. Myli się, i to studiowałam medycynę, a potem pracowałam jako pielęgniarka, nigdy nie pociągały mnie tajniki psychiatrii i dopiero po śmierci Abe’a zaczęłam intensywnie zgłębiać mechanizmy umysłu, zarówno własnego, jak i innych ludzi – choćby to, jak potrafi się wyłączyć lub sam siebie uczynić z człowieka kogoś zupełnie innego.– Cześć. – Cathy wchodzi do mojej celi. – Dzień kołdry?Milczę, ale wiem, że w końcu będę musiała się mina jest całkowicie obojętna, co jednak nie oznacza, że Cathy nic nie czuje. Po prostu Cathy i jej emocje są jak dwa osobne byty. Jakaś drobna część mojej przyjaciółki pojmuje, jakim złem było pozostawienie trójki dzieci w domu bez opieki i wyjazd na wakacje; do innej, znacznie większej części, kompletnie to nie dociera. Jakby istniały dwie różne pewnego czasu staram się zrozumieć, dlaczego odsłania przede mną ten aspekt swojej osobowości. Może uznała, że jesteśmy do siebie podobne, i zadziałało poczucie koleżeństwa – tak myślałam na początku, ale potem przekonałam się, że to się do uśmiechu.– Od razu lepiej – mówi Cathy i reaguje typowym dla siebie nieznacznym grymasem. – Jak będziesz cały czas leżała w łóżku, Don nafaszeruje cię pigułami pękającą z bólu głowę i siadam. Nie dam rady się śmiać.– Przynajmniej będzie miał spokój. – Naprawdę tak myślę. Odnoszę wrażenie, że mój terapeuta za mną nie przepada. Pewnie zgasła, otępiała od antydepresantów Rose byłaby mu bardziej na poważnieje. Odpycha mnie delikatnie, żebym się przesunęła i żeby mogła położyć się obok. Taka zażyłość jest dla niej nietypowa, dlatego znów zaczynam się zastanawiać, czym właściwie ją przyciągam – i jak zwykle, nie podoba mi się pomimo tego, kim naprawdę jest Cathy – a raczej czym jest większa część jej osobowości – lubię tę jej stronę, którą odsłania jedynie przede mną; albo którą tylko ja na ironię moja przenikliwość objawiła się dopiero w więzieniu.– Powinnaś porozmawiać raczej ze swoim mężem – mówi Cathy, moszcząc się pod jest o wiele za małe dla nas w mojej głowie przechodzi w miarowo narastające i cichnące poświęcenia mąż, dobry człowiek. Mężczyzna, który mnie uratował – i w końcu wraca do swojej celi. Godzinę później otwiera się okienko w drzwiach.– Rose, widzenie – odzywa się na kalendarz – dziś nie wypada wizyta męża – i przypominam sobie, że zgodziłam się spotkać z matką. Zaskoczyła mnie swoją prośbą; nie widziałyśmy się od ponad dwudziestu lat.– Nie słyszałaś? – mówi, obracając klucz w zamku. – Przyszła twoja matka, Marion Trahern.– i wychodzę na świeżo odnowiony korytarz. Ruszam za strażnikiem, trzymając się krok za nim. Prowadzi mnie do pokoju widzeń – do obszernym wnętrzu stoi około dwudziestu stolików – matka zajęła miejsce akurat przy tym, przy którym zwykle siada mój mąż, gdy mnie odwiedza. Przegląda się w lusterku w puderniczce i zauważa mnie, dopiero kiedy jestem dwa metry od niej. Podnosi wzrok i widzę na jej twarzy niszczące działanie czasu – bez wątpienia ona dostrzega to samo na mojej. Przychodzi mi do głowy niechciana refleksja o tym, jak bardzo jesteśmy do siebie podobne. Co ona tu robi? Może mój mąż ją poprosił, żeby przyszła? Nie, nie spodziewałabym się tego po nim.– Witaj, Rose – chwilę mam wrażenie, że będzie chciała uścisnąć mi dłoń, i na moich ustach pojawia się kpiący uśmieszek. Minęło tak dużo czasu. Piąty lipca dziewięćdziesiątego drugiego. Nigdy nie zapomnę tej daty. W spontanicznym odruchu i na fali radości z planowanego ślubu postanowiłam mimo wszystko odwiedzić matkę, aby osobiście jej o tym powiedzieć. Otworzyła mi obca osoba. Dopiero po kilku telefonach udało mi się ustalić, że matka się wyprowadziła. Kiedy w końcu udałam się pod nowy adres, pod którym zamieszkała razem z moim bratem, przez dobre dziesięć minut stałam pod budynkiem i zachodziłam w głowę, jakim cudem było ją stać na dom w eleganckiej części West Bridgford. Spotkanie się nie udało; pokłóciłyśmy się, ale o co konkretnie – tego już nie pamiętam. Nadal czułam ból, a ona wciąż stanowczo twierdziła, że jestem wszystkiemu winna. Moja niezapowiedziana wizyta zakończyła się kompletnym fiaskiem, co zresztą od początku było do mnie w głowie. Odsuwam krzesło, siadam.– Co za niespodzianka. – Zaczynam skubać skórkę przy paznokciu na usiłuje nie patrzeć na moje dłonie.– Nie bądź taka, Rose.– Dobrze odwzajemnia komplementu.– Przepraszam, że przychodzę dopiero teraz.– Nie było cię nawet na posiedzeniu sądu. – Splatam dłonie. Staram się do mnie rękę. Nie reaguję, nie ruszam się.– Nie powinni byli cię tu zamykać – się, żeby ją dotknąć, podjąć próbę pogodzenia się z nią, bo już nie mogę znieść tego nieustającego konfliktu wszystkiego ze wszystkim. Ale wtedy dodaje:– Zawsze byłaś lekko niezrównoważona, Rose. Trzeba było pozwolić adwokatowi złożyć wniosek o uznanie cię za pokojowa kończy się niepowodzeniem. Moja dłoń wraca na kolano.– Niezrównoważona? Lepiej popatrz na spojrzenie skacze po stolikach.– Jak zawsze drażliwa. Ten twój charakterek…– A niby jaka mam być? Nie widziałyśmy się ponad dwadzieścia lat.– Czyja to wina? – Mówi ze wzrokiem utkwionym w ścianie.– Nadal dla niego pracowałaś.– Bo potrzebowałam pracy.– Mogłaś się zatrudnić jako sprzątaczka, nie wiem, gdziekolwiek. – Przyglądam się płaszczowi, który przewiesiła przez oparcie krzesła. Jaeger. Od kiedy nosi tę markę? Pewnie zaczęła wtedy, kiedy przeprowadziła się do nowego domu.– O co ci chodzi, Rose? Czuję się tak, jakbyś mnie osądzała. Przecież nie zrobiłam nic złego.– Na pewno?Odsuwa krzesło – płaszcz spada na podłogę – ale nie wstaje.– To ty zerwałaś kontakt ze mną i ze swoim bratem.– Nie odezwał się do mnie, od kiedy to się wydarzyło… zresztą wcześniej też milczał.– Chciałaś powiedzieć: od kiedy odebrałaś życie niewinnemu człowiekowi? – Dopiero teraz wstaje. – Nie byłaś wtedy zdrowa na umyśle. – Wkłada płaszcz. – Wiedziałam, że ta rozmowa nic nie da. Przyjdę innego dnia, kiedy już się uspokoisz. – Milknie na chwilę. – Przykro mi, Rose.– Z jakiego powodu? Że nie pomogłaś mi tamtej nocy? Że nie było cię przy mnie, gdy najbardziej cię potrzebowałam?– Obwiniasz wszystkich poza sobą. – Nabiera powietrza. – Zabiłaś człowieka. Wciąż nie rozumiem, dlaczego to odpowiadam. Nie ma sensu. Patrzę za nią, jak szybkim krokiem zmierza do wyjścia, a potem zerkam na krwawiącą rankę po wyskubanej skórce przy paznokciu na lewym marca 2016 rokuSiedzę przy niewielkim biurku ustawionym pod boczną ścianą celi. Przede mną leży list od Belli Bliss. Bella studiuje filologię angielską na Uniwersytecie Manchesterskim i specjalizuje się w literaturze. Upatruję jakiegoś szczególnego znaczenia w fakcie, że odezwała się do mnie krótko po tym, jak nawiązał ze mną kontakt pisarz Theo Hazel. Tak to już jest w zamknięciu, że człowiek stara się dostrzegać współzależności tam, gdzie w gruncie rzeczy ich nie zgoda na widzenie z Bellą Bliss wynika, jak sądzę, z poczucia samotności. Zapewne jest także próbą odreagowania zaskakującej – i zakończonej porażką, jak zresztą należało się spodziewać – wizyty matki przed dwoma dniami. Bella zbiera materiały do dysertacji na temat utworów beletrystycznych, których główne bohaterki są morderczyniami. W jej liście – tak jak wcześniej w liście Theo – nie znalazłam nic, co mogłoby wskazywać na podejrzany stan umysłu autorki, dlatego wiedziona własnym chwilowym obłędem przystałam na propozycję rozmowy. Jedyną osobą, która mnie odwiedza, jest mój mąż. Raz spotkała się ze mną para współlokatorów z czasów studiów – podziękowałam im za wysiłek, ale poprosiłam, żeby już więcej do mnie nie przyjeżdżali. Nie mogłam znieść ich litości i puka do drzwi celi i je otwiera.– Zmiana planów – oznajmia. – Bella Bliss już tu jest. Ale oprócz niej przyszła komisarz.– Komisarz?– Alison Greenwood. Czeka na ciebie tam, gdzie spotykasz się z mnie, żeby zapytać, czy mam cokolwiek do powiedzenia na temat tego, komu wolno ze mną rozmawiać, ale to chyba nie najlepszy pomysł, dlatego nawet nie dociekam, o co do pokoju widzeń idę więc najpierw do pokoju terapii niewielkim oknie stoi wysoka kobieta. Komisarz Alison Greenwood. Ma proste, krótko i idealnie równo obcięte jasnorude włosy – niewymagająca dużo zachodu i nieodwracająca uwagi od pracy fryzura. Komisarz wita mnie szerokim uśmiechem. Pomimo niespodziewanych okoliczności od razu czuję do niej sympatię. Ma uczciwą twarz.– Pani Marlowe, dziękuję, że zgodziła się pani ze mną pomówić. Miło mi panią milczeniem fakt, że nie miałam wyboru; przecież dobrze o tym wie.– Mnie też jest miło, pani notes z kieszeni, zdejmuje płaszcz, wiesza go na oparciu krzesła i siada, gestem zachęcając mnie do tego samego.– Pragnę zaznaczyć, że nasze spotkanie ma charakter nieformalny. Z dużym zaciekawieniem śledziłam pani sprawę. – Na chwilę zawiesza głos. – Nie będę owijała w bawełnę. Otóż doszły mnie słuchy, że na początku lat dziewięćdziesiątych była pani w związku z Danielem Deane’em, ojcem Abe’a Duncana. – Spogląda mi w oczy. – Nie przypominam sobie, aby była o tym mowa podczas posiedzenia zaczynam skubać skórkę przy paznokciu na kciuku. Greenwood wzdryga się na widok kropelki krwi wypływającej z rany.– To nie miało znaczenia dla sprawy.– Jestem innego zdania.– Po co pani przyszła, pani komisarz?– Chcę się dowiedzieć, czym właściwie była Mount Clinic w Nottingham, z którą Daniel Deane był związany w latach dziewięćdziesiątych, a zatem w tym samym czasie, kiedy pracował jako dyrektor prywatnego szpitala Bluefields. Byłabym wdzięczna za wszelkie informacje na temat Mount Clinic oraz Daniela Deane’a z okresu, w którym… – przerywa na moment; jej mina świadczy o tym, jak bardzo jest to dla niej przykre – coś państwa wyrzuceniu tego z siebie sprawia wrażenie bardziej odprężonej. Rozsiada się wygodniej. Poprawia obcisłą brązową spódnicę; nie wygląda na kobietę gustującą w spódnicach – być może noszenie jej jest wyrazem buntu w zdominowanej przez mężczyzn policji.– Nie słyszałam o Mount Clinic. – Przypatruję się harmonijnym rysom jej twarzy. – Obawiam się, że nie zdołam pani pomóc. Przykro Greenwood usiłuje stłumić pełne rozdrażnienia westchnienie.– Staram się odnaleźć dokumenty i notatki, które sporządzono, gdy w styczniu dziewięćdziesiątego drugiego przyjmowano panią do szpitala Bluefields. Powinna była pani wspomnieć o tym sędzi podczas posiedzenia. Albo przynajmniej podzielić się wiedzą ze swoim obrońcą. – Nabiera powietrza. – Niewykluczone, że te okoliczności wpłynęłyby łagodząco na głowę.– Domyślam się, że dokumenty zaginęły.– Owszem, ale okazuje się, że w ogóle brakuje wielu papierów z tamtego okresu, nie tylko pani. W tamtym czasie studiowała pani medycynę; prosiła pani o wgląd w nie?– Tak. Wszystko było w Czy przed pobytem, w jego trakcie lub po nim miała pani jakiekolwiek zastrzeżenia co do Bluefields?– Nie. Oczywiście, że niezupełnie prawda. Pod koniec miałam pewne obawy i wątpliwości, ale nie dotyczyły one samego szpitala.– Proszę wybaczyć, pani komisarz, ale nie mam pani nic do zamyka notes i przeczesuje palcami swoje starannie ułożone włosy.– Odebrała pani życie niewinnemu człowiekowi. Dlaczego? – Wpatruje się we mnie bacznym zabarykadować się przed nią we własnym umyśle. Dobrze, że to nie ona prowadziła moją sprawę, bo ma intuicję, której z pewnością zabrakło śledczym. Myślę o Deane’ach i czuję, jak na całe moje ciało występuje zimny pot. Strasznie tu gorąco.– Poznała pani matkę Abe’a, żonę Daniela Deane’a, dopiero kiedy przyszła w odwiedziny do leżącego w Queen’s Hospital syna – mówi Greenwood. – Zgadza się?Odruchowo kładę dłoń na brzuchu. Nadal czuję tępy ból.– Tak. Nie spotkałyśmy się odsuwa krzesło i wstaje.– Czy w okresie spędzonym z Danielem Deane’em poznała pani jego znajomych? Kogoś, z kim moglibyśmy się skontaktować w związku ze śledztwem?Myślę o ludziach sprzed ponad dwudziestu lat. Nie mogę podać Greenwood ich nazwisk, ponieważ to wszystko powróci – we mnie i dokoła mnie. Myślę o mężu. chwili sama też wstaję.– Nie, nikogo sobie nie przypominam. – Przyglądam się wierzy do drzwi, otwiera je, ale się odwraca.– Czy jest coś, co chciałaby mi pani powiedzieć w zaufaniu?– Nie, ale dziękuję za skinieniem głową i wychodzi, zamykając za sobą drzwi. Słyszę, jak strażnik przekręca klucz w zamku. Stuk obcasów pani komisarz odbija się echem w korytarzu. Osuwam się na krzesło, zerkam na wiszący na ścianie cyfrowy zegar i czekam, aż strażnik zaprowadzi mnie na spotkanie z Bellą roztrzęsiona po rozmowie z Alison Greenwood, zwłaszcza po tym, jak komisarz wspomniała o szpitalu w Nottingham, o którym nigdy wcześniej nie słyszałam. Na szczęście strażnik wrócił po mnie dopiero po półgodzinie i mogłam wykorzystać ten czas, żeby się pozbierać. Kiedy przekręca klucz w zamku, otwiera drzwi i mówi, że przyszedł mnie zabrać do pokoju widzeń, jestem już znacznie mnie do stolika, przy którym siedzi Bella Bliss. Ma bardzo lśniące ciemnobrązowe włosy i jest ubrana w bluzę z nazwą swojej uczelni na plecach. Niepotrzebnie zgodziłam się na tę rozmowę; Cathy mówiła to bliżej. Bella odwraca się i rozpoznaje mnie. Jej ujmująca buzia o alabastrowych policzkach rozświetla się różowością, a w uderzająco pięknych fioletowych oczach pojawia się błysk ożywienia. Mimo to widzę, że jest zdenerwowana. Postanawiam, że nie będę rzucała jej kłód pod nogi, chociaż jeszcze nie wiem, czego właściwie ode mnie chce. Przekonam się. Na stoliku leżą notatnik A4 i starannie uporządkowana lista pytań.– Witaj, Bello – mówię, siadając. – Wybacz, że musiałaś czekać. Miałam pracowite popołudnie. – Uśmiecham się. – To trochę paradoksalne, zważywszy na moją sytuację, nie sądzisz? – Chcę przełamać lody, bo Bella naprawdę wygląda na przerażoną.– Dziękuję, że zechciała się pani ze mną spotkać. – Niemal słyszę, jak oddycha z ulgą. – Bałam się, że pani jej uprzejmy uśmiech. Dziewczyna jest młoda, ma mniej więcej tyle lat co ja, kiedy poznałam Daniela Deane’a. Przyglądam się jej twarzy.– Nie ma sprawy. Choć nie wiem, na ile zdołam policzkach Belli rozlewa się rumieniec.– W każdym razie postaram się – pocieszam spogląda na swoją listę.– Może na początek zapytasz po prostu o pierwszą rzecz, która przychodzi ci do głowy? Dla rozluźnienia na mnie wzrok.– Pani Marlowe…– Mówmy sobie po imieniu.– Rose… Nie przyszłam w sprawie dysertacji.– O. – Hm. Może to jednak wariatka. Zerkam na strażnika i wychwytuję jego mnie.– W takim razie co cię tu sprowadza?Wierci się na krześle.– Coś innego. Ale nie chciałam pisać o tym w że przeżywa katusze, i robi mi się jej szkoda bez względu na powód wizyty.– Chodzi o mojego brata. Jest w związku z osobą, którą jak sądzę, możesz znać z dawnych że tego się nie spodziewałam.– Kim jest ta osoba?– Nazywa się Ed chwilę robi mi się ciemno przed oczami. Jestem pewna, że gdybym spojrzała w dół, na jasnoniebieskiej podłodze pokoju widzeń zobaczyłabym swoje bijące serce. Nazwisko, które padło z ust Belli, nadal, po tylu latach, wytrąca mnie z równowagi. Nie odpowiadam. Nie jestem w stanie.– Opowiedział mojemu bratu o… pewnej rzeczy. Mojego brata dobijała świadomość, że będzie musiał zachować to dla siebie, więc podzielił się tym ze mną. – Wpatruje się w notatnik. – Żałuję, że to zrobił. – Jej szczere oczy zachodzą łzami. – Chciałam, żebyś wiedziała.– O czym? – Zżera mnie potworna znów zaczyna się wiercić. Po chwili odsuwa krzesło.– Nie, proszę, nie idź jeszcze. – Pochylam się nad blatem i dotykam notatnika. – Jestem ci wdzięczna za to, że postanowiłaś się ze mną spotkać. To, o czym opowiedział ci brat, musi być ważne…– Niepotrzebnie przychodziłam.– Muszę wiedzieć, o co chodzi… Przyrzekam ci, że to zostanie między zamyka notatnik i chowa go do plecaka, ale potem przysuwa krzesło i kładzie ręce tam, gdzie przed chwilą leżał zeszyt. Odzywa się tak cicho, że z trudem wychwytuję słowa:– Twoja mama… – Urywa i gwałtownie nabiera powietrza. – Przepraszam, ale nie mogę nic więcej powiedzieć.– Na jej twarzy stanowczość miesza się ze złością.– Zrobiłaś coś strasznego. Ale musisz wiedzieć, że… że zrobiono… – Odwraca się, zbiera się do wizyta wiele ją kosztowała. Nie chcę, żeby miała kłopoty – jeżeli w nie wpadnie, to nie z mojego powodu.– Możesz powiedzieć, komu chcesz. Jest mi to już obojętne. Brat i ja jakoś sobie poradzimy.– Będę milczała – zapewniam i spoglądam jej w oczy. Widzę, że nie piśnie ani słowa więcej, ale nie musi: zdradziła wystarczająco dużo. – Moja matka coś wie?Zakłada plecak na ramię.– Tak mi się uczucie, które nie odstępowało mnie ostatniego dnia życia Abe’a. Mój żołądek kurczy się do rozmiarów mi się wykręcić od spotkania z terapeutą; wymówiłam się migreną i nie skłamałam – rzeczywiście ją mam. Odwiedziny Belli, a wcześniej Alison Greenwood, wywołały we mnie poczucie głębokiego zobaczyłam się z Bellą, odpisałam Theo Hazelowi, że nie zgadzam się na widzenie z nim, ale teraz, po powrocie do celi, postanawiam cofnąć tę się skupić na tym, jak to ująć w drugim liście. Zanim Theo zajął się pisarstwem, był dziennikarzem, i to chyba dosyć dobrym, jeśli sądzić po nieustępliwości, z jaką prowadzi dociekania w swoich niebeletrystycznych książkach. Z licznych recenzji wynika, że skrupulatnie gromadzi materiały i umiejętnie włada piórem. Udało mu się odkryć sporo nieznanych faktów na temat osób z przeszłości; jednym udowodnił ich zbrodnie, inne oczyścił z zarzutów. Boję się, że straciłam okazję porozmawiania z nim. Muszę sprawić, by jednak zechciał mnie odwiedzić, bo myślę, że mógłby mi pomóc. Wpatruję się w ścianę, odchylam się na krześle i dotykam prawej piersi. Po raz pierwszy od lat odnajduję w sobie mi nawet przez myśl, żeby umówić się na wizytę u więziennego zwabić Theo Hazela? Zależy mu na dobrym temacie. Chce ożywić swoją karierę. To właściwie wszystko, co o nim go skusić swoją opowieścią, dać mu do zrozumienia, że jestem gotowa całkowicie się przed nim otworzyć. No, prawie całkowicie. Liczę, że pomoże mi odkryć, czy to, co usłyszałam od Belli, jest spisywać dla niego swoją spotkanie z Danielem Deane’em w restauracji w dziewięćdziesiątego pierwszego. Dzień, w którym zakochałam się po część dostępna w wersji pełnejSpis treści:OkładkaKarta tytułowaPrologRozdział 1Rozdział 2Rozdział 3Rozdział 4Rozdział 5Rozdział 6 Rozdział 7 Rozdział 8 Rozdział 9 Rozdział 10 Rozdział 11 Rozdział 12 Rozdział 13 Rozdział 14 Rozdział 15 Rozdział 16 Rozdział 17 Rozdział 18 Rozdział 19 Rozdział 20 Rozdział 21 Rozdział 22 Rozdział 23 Rozdział 24 Rozdział 25 Rozdział 26 Rozdział 27 Rozdział 28 Rozdział 29 Rozdział 30 Rozdział 31 Rozdział 32 Rozdział 33 Rozdział 34 Rozdział 35 Rozdział 36 Rozdział 37 Rozdział 38 Rozdział 39 Rozdział 40 Rozdział 41 Rozdział 42 Rozdział 43 Rozdział 44 Rozdział 45 Rozdział 46 Rozdział 47 Rozdział 48 Rozdział 49 Tytuł oryginału: The NurseCopyright © 2021 by J. A. CorriganAll rights for the Polish edition © by Burda Media Polska Sp. z 202202-674 Warszawa, ul. Marynarska 15Dział handlowy: tel. 22 360 38 42Sprzedaż wysyłkowa: tel. 22 360 37 77Redaktorka prowadząca: Małgorzata HlalTłumaczenie: Jacek ŻuławnikRedakcja i korekta: okładki: Aaron MundayZdjęcie na okładce: © Eduardo Manzana / Arcangel ImagesAdaptacja okładki: Paweł Panczakiewicz / PANCZAKIEWICZ ART. DESIGNISBN 978-83-8251-257-1Wszelkie prawa zastrzeżone. Reprodukowanie, kopiowanie w urządzeniach przetwarzania danych, odtwarzanie w jakiejkolwiek formie oraz wykorzystywanie w wystąpieniach publicznych – również częściowe – tylko za wyłącznym zezwoleniem właściciela praw zlecenie przygotowała Katarzyna Rek Wśród moich znajomych dominowało przekonanie, że zawodu pielęgniarki nie można łączyć z tatuażami, bo pracownicy służby zdrowia muszą wzbudzać zaufanie wśród pacjentów. Postanowiłam jednak udowodnić, że jak się chce, to można. Pierwszy tatuaż zrobiłam sobie na kilka dni przed rozmową o pracę w szpitalu - mówi Karolina. Jak wygląda praca pielęgniarki w czasach epidemii? Jak na tatuaże reagują pacjenci? Czy łatwo jest znaleźć pracę, kiedy jedynie twarz nie jest pokryta atramentem? Na ten temat porozmawialiśmy z Karoliną Zarzycką, która w szpitalu pracuje już od 13 lat. Na ciele ma ponad sto tatuaży, a jej konto na Instagramie śledzi 200 tys. osób. Krzysztof Tragarz: W Światowym Dniu Zdrowia Polacy dziękowali służbom medycznym oklaskami. Słyszałaś jakieś brawa? Karolina Zarzycka, pielęgniarka: Czytałam o tej akcji, ale akurat wtedy byłam na dyżurze. Wyglądaliśmy z koleżankami z oddziału za okna, ale nie zauważyliśmy nikogo, kto by bił brawa. Gdyby ludzie się nie wstydzili i faktycznie wyszli na balkony, byłoby to dla nas bardzo miłe. W szpitalu pracuję już ponad 13 lat i to jest chyba pierwszy raz, kiedy wszyscy lekarze - nawet ci, którzy na co dzień nie pracują na oddziałach zakaźnych - myślą o tym, że w pracy może być niebezpiecznie. Sytuacja jest naprawdę groźna i wszyscy zdajemy sobie z tego sprawę. Pracuję na bloku operacyjnym oddziału okulistyki jako instrumentariuszka i, mimo że wszystkie planowane zabiegi zostały odwołane, ostry dyżur działa cały czas. Zjeżdżają do nas pacjenci z urazami z całego województwa, więc operacje odbywają się codziennie. W obecnych czasach każdego pacjenta musimy traktować jak potencjalnie zarażonego. Wszyscy jesteśmy wyposażeni w maski i podstawową odzież ochronną. Poza tym u mnie na oddziale zbyt dużo się nie zmieniło, praca jest dalej ta sama. Mamy tylko trochę inne ubrania. Z całego kraju dostajemy informację o ogromnych brakach, z jakimi muszą zmagać się pracownicy szpitali. Jak twoim zdaniem polska służba zdrowia radzi sobie z epidemią? Od samego początku mojej zawodowej kariery byłam uczona, jak dbać o sterylność i czystość, aby nie stanowić zagrożenia dla pacjenta i samej siebie. Teoretycznie miałam wiedzę, która pozwalałaby mi bezpiecznie pracować w sytuacji, w jakiej się znaleźliśmy, jednak nigdy wcześniej nie musieliśmy używać tej wiedzy na tak szeroką skalę, nawet poza murami szpitali. Powiem szczerze, że jak widzę ludzi chodzących po sklepach w rękawiczkach, którzy i tak nie mają pojęcia o tym, jak prawidłowo te rękawiczki potem ściągnąć - bo nikt ich tego wcześniej nie nauczył - to moim zdaniem to wszystko nie ma najmniejszego sensu. Na początku pandemii w szpitalach był ogromny szok i nikt do końca nie wierzył w to, co się dzieje. Przez kolejne dwa trzy tygodnie zdarzało się, że czegoś zabrakło, ale teraz odnoszę wrażenie, że wszyscy już wiedzą, z czym się mierzą i co mają robić. Zarówno my, jak i pacjenci mamy poczucie, że wszystko jest tak, jak powinno być i nikt nie jest narażony na niepotrzebne niebezpieczeństwo. Musieliśmy wszystko zorganizować bardzo szybko, ale kiedy to już się udało - mówię tylko o sytuacji szpitala, w którym pracuję - wszystko zaczęło działać, jak dobrze naoliwiona machina. Polacy chyba uświadomili sobie, jak ważny jest zawód ratownika czy pielęgniarki. Myślisz, że kiedy epidemia się skończy to wasza sytuacja zarobkowa, ulegnie zmianie? To też nie jest tak, że wszyscy pracownicy służby zdrowia mają powody do wychodzenia na ulice i protestów, chociaż my jako pielęgniarki w Polsce faktycznie nie mamy jakichś ekstra pieniędzy. To, co moim zdaniem jest najgorsze, to ogromna rozbieżność pomiędzy zarobkami lekarzy, a pielęgniarek. Ja doskonale rozumiem, że nikt nie zabronił mi być lekarzem, ale my często wykonujemy dużo więcej roboty. Sama nie odczuwam jakichś braków finansowych, ale to tylko dlatego, że pracuję w dwóch różnych miejscach. Podsumowując - nie sądzę, żeby pandemia cokolwiek zmieniła w kwestii naszych zarobków. „Starsza pani powiedziała, że „w jej czasach osoba z takim wyglądem, nigdy nie dostałaby pracy w szpitalu”. Przez 13 lat negatywny komentarz usłyszałem tylko raz” Kiedy na twoim ciele pojawił się pierwszy tatuaż? Zainteresowanie tatuażami zaczęło się u mnie, jak miałam 13 lat. Słuchałam wtedy amerykańskich kapel punk rockowych. Wszyscy wokaliści mieli spodnie w kolanach, gacie na wierzchu i byli wymalowani tatuażami. W momencie, w którym poszłam na studia pielęgniarskie, nie miałam jeszcze żadnego tatuażu, ale przez cały czas ten temat bardzo mnie interesował. W trakcie studiów wszyscy moi koledzy powtarzali mi, że tatuaże nie są najlepszym pomysłem, bo nikt normalny nie przyjmie mnie później do pracy w szpitalu. Wśród moich znajomych dominowało przekonanie, że zawodu pielęgniarki nie można łączyć z tatuażami, bo pracownicy służby zdrowia muszą wzbudzać zaufanie wśród pacjentów. Wiedziałam, że burzenie stereotypu dotyczącego ludzi z tatuażami w połączeniu z zawodem pielęgniarki nie przyjdzie mi łatwo. Postanowiłam jednak udowodnić, że jak się chce, to można. Pierwszy tatuaż zrobiłam sobie na kilka dni przed rozmową o pracę w szpitalu. W tej placówce pracuję już 13 lat, podczas których stopniowo dokładałam sobie kolejnych tatuaży i chyba ani razu nie spotkałam się z negatywnym komentarzem. Wydaje mi się, że zarówno pacjenci, jak i moi współpracownicy zdążyli się przyzwyczaić do mojego wyglądu i przyszło im to naturalnie. Kiedy starałam się o pracę w innej placówce fakt, że mam tyle tatuaży nie miał żadnego znaczenia. Od samego początku byłam świadoma tego, że jeśli ktoś mnie do tej pracy nie przyjmie, to nie mogę mieć do nikogo pretensji. Postawiłam na liczne kursy, które podnosiły moje kwalifikacje zawodowe tak, aby to one były najważniejszym argumentem do tego, czy powinnam jakąś pracę dostać, czy nie. Przez ponad dekadę w szpitalu nauczyłam się, że najważniejsze jest to, aby być otwartym i sympatycznym człowiekiem, bo to jest dla ludzi najważniejsze. Jeśli pacjenci cię lubią, to mają w d*pie to, jak wyglądasz. Jak na twoje tatuaże reagują pacjenci, osoby starsze? Za każdym razem, kiedy pacjenci widzą mnie po raz pierwszy i przychodzę do nich w koszulce z krótkim rękawem, to czuję, że ci ludzie są zmieszani, a część z nich może nawet trochę przestraszona. To, co teraz powiem, zabrzmi może niewiarygodnie, ale przez 13 lat pracy przekonałam się, że to wszystko da się ograć rozmową i pozytywnym podejściem. Jeżeli pacjenci czują, że jestem dobrą osobą, a przy okazji znam się na tym, co robię, to ten początkowy szok i zdziwienie szybką mijają. Byłam świadoma tego, że będę musiała przez takie sytuacje przechodzić, ale szybko przekonałam się, że każdego człowieka da się oswoić z tatuażami. Przy okazji kolejnych spotkań z pacjentami nie widziałam już w ich oczach strachu czy niepewności. Bardzo lubię swój zawód za to, że dzięki swojej pracy nauczyłam się „obsługi ludzi”. Wydaje mi się, że nawet gdybym została lekarzem, nie miałabym takiej możliwości, bo większość czasu pacjenci spędzają właśnie z pielęgniarkami. Przez 13 lat pracy tylko raz zdarzyło mi się, żeby pacjent niemiło się do mnie odezwał. Starsza pani podeszła do mnie i stwierdziła, że „w jej czasach, ktoś z takim wyglądem nigdy nie dostałby pracy w szpitalu”. Odpowiedziałam jej tylko, że wydawało mi się, że „w moich czasach ludzie mają trochę więcej kultury”. To był koniec naszej rozmowy. Czy za tatuażami kryje się jakaś historia? Ile już ich masz? Nie tłumaczę sobie swoich tatuaży jakimiś historiami z własnego życia. Dla mnie jest to wyłącznie element estetyki. Tatuaży mam już ponad 100 - na rękach, plecach, nogach, szyi czy dekolcie. Do wymalowania został mi już tylko brzuch. Moja przygoda z tatuażami zaczęła się w momencie, w którym trafiłam do studia Juniorink, gdzie bardzo szybko zaprzyjaźniłam się z chłopakami, którzy to prowadzą. Wydaje mi się, że gdyby nie fajna atmosfera w studio, moja historia z tatuażami trwałaby dużo krócej i byłaby mniej intensywna. W tej chwili po każdym kolejnym tatuażu w mojej głowie pojawia się zamysł, że chciałabym zamalować całą swoją skórę i najprawdopodobniej prędzej czy później się to wydarzy. Dla wielu ludzi to może nie być zrozumiałe, ale ja uważam, że każdy z nas ma w swoim życiu inne potrzeby i póki swoimi decyzjami nie robimy krzywdy innym ludziom, to jest to jak najbardziej w porządku. Niektórzy twierdzą nawet, że żadna normalna osoba nigdy nie zdecydowałaby się pokryć całego swojego ciała tatuażami, ale zapewniam cię, że gdyby np. ze mną miało być "coś nie tak", to nikt przez 13 lat nie pozwoliłby mi na pracę w szpitalu i opiekę nad pacjentami. W mojej pracy najważniejsze jest przecież ludzkie życie i żadne eksperymenty nie wchodzą tutaj w grę. Jedynym widocznym miejscem na twoim ciele, na którym nie ma tatuażu, jest twarz. Kilka lat temu zdecydowałam się na tatuaże na dłoniach i wiedziałam, że od tego momentu nie będę mogła już całkowicie zakryć wszystkich swoich tatuaży. Następnym krokiem był tatuaż na szyi i zdałam sobie sprawę, że nie ma już takiego tatuażu, którego bym sobie nie zrobiła. Nie będę ukrywać, że myślę o tatuażu na twarzy i miałam już kilka momentów, w których wydawało mi się, że to jest ten czas, ale na razie mam przed tym jakąś barierę. Do tej decyzji muszę chyba jeszcze trochę dojrzeć. Kwestia jest też taka, że rzadko który tatuaż dobrze wygląda na twarzy, a ja mimo wszystko chcę, żeby to wszystko wyglądało ładnie i estetycznie. Czy twoja mama, która też jest pielęgniarką, nie próbowała odwieźć cię od pomysłu kolejnych tatuaży? Rodzice należą do pokolenia, które kompletnie nie rozumie tatuaży i mam wrażenie, że to się nigdy nie zmieni. Mama z tatą wiedzieli o moich pierwszych tatuażach, ale o kolejnych już im nie mówiłam i zawsze dowiadywali się przy okazji naszych spotkań. Za każdym razem było to dla nich duże zaskoczenie. Mama cały czas powtarza mi, że to jest brzydkie i nieestetyczne. Mam wrażenie, że rodzice kompletnie inaczej wyobrażali sobie swoją małą córeczkę. Pokazywałam mamie swoje konto na Instagramie, ale zupełnie nie wiedziała, o co chodzi. Można powiedzieć, że „udało ci się w pracy”. Jak wygląda podejście ludzi, których spotykasz na ulicach? Wytatuowana kobieta ma dużo gorzej niż wytatuowany facet i mówię to z własnego doświadczenia i doświadczeń moich znajomych. Ideał kobiety w oczach naszego społeczeństwa jest nieco inny, niż to jak ja wyglądam. Facetowi wypada, a kobiecie już nie. Czasem ludzie mówią, że moje tatuaże są zwyczajnie brzydkie. Takie jest postrzeganie i z tym trudno jest walczyć. Jeśli jednak pytasz o podejście czy reakcję ludzi na ulicach, to ja nie spotykam się z żadnymi negatywnymi reakcjami. Czasem ktoś się przygląda, ale już nie tak jak jeszcze kilka lat wcześniej, bardziej z zaciekawieniem niż z niechęcią. Dobrą robotę zrobiły tu różne programy, w których pokazywani są ludzie z tatuażami. Twój profil na Instagramie śledzi już ponad 200 tys. ludzi. Jest w tym jakaś misja walki z uprzedzeniami czy chodzi tylko o sztukę tatuażu? Tam nie ma żadnej filozofii, ale muszę przyznać, że dopiero po tym, jak moje konto zaczęło zyskiwać kolejnych obserwatorów, uświadomiłam sobie, że faktycznie jestem dla ludzi przykładem tego, że tatuaże nie muszą być żadną przeszkodą. No bo skoro ja mogę być pielęgniarką, to inna osoba z tatuażami nie powinna mieć problemów ze znalezieniem dowolnie wybranej przez siebie pracy. Rodzice często powtarzają dzieciakom, że jeśli zdecydują się na tatuaż, to na rynku pracy będą mieli ciężej - jestem najlepszym przykładem na to, że to nie prawda. Muszę jednak powiedzieć, że to, że ja mam pracę w zawodzie, nie oznacza, że wszyscy, którzy myślą o tatuażu powinni teraz iść i zrobić sobie dziarę. Rzeczywistość nie jest, aż taka kolorowa i jestem przekonana, że są pracodawcy, którzy już na wstępie powiedzą „nie”. Trzeba mieć do tego dużo pokory. Łatwo jest zrobić sobie tatuaż, ale trzeba liczyć się z tym, że znajdą się ludzie, którzy właśnie przez wygląd będą mogli ci czegoś odmówić i nie można mieć do nich o to pretensji. Moja rada: najpierw praca, a potem tatuaże - to najbezpieczniejsze wyjście. Nawet u mnie w pracy jest sporo osób, którym nie podoba się mój wygląd, ale dobrze nam się razem pracuje, więc nie spotykam się z żadnymi problemami. Mam nadzieję, że przez naszą rozmowę nie tylko obalimy pewne stereotypy dotyczące tatuaży, ale i pokażemy, że to wcale nie jest tak, że ludzie są temu przeciwni. Kiedy spotykam się z pacjentkami zwłaszcza z tymi starszymi, to jest moment zdziwienia, ale potem przychodzi zaciekawienie i pojawiają się pytania o to, czy dam się dotknąć, bo pani zastanawia się, czy takie tatuaże są odczuwalne przy dotyku. Nigdy nie mam z tym problemu, a od pacjentek bardzo często słyszę, że one też zawsze chciały mieć tatuaż, ale po prostu się bały. Chciałabym ludziom przekazać, że wszyscy powinniśmy mieć odwagę na robienie tego, na co mamy ochotę. Różnica z tatuażami jest taka, że trzeba mieć też odwagę na to, aby udźwignąć wszystkie idące za taką zmianą wyglądu konsekwencje. Zobacz też: W kuchni: Oliwia Bosomtwe. Bezmięsna carbonara z tofu bekonem

ja i moja pielegniarka